Któż więc może mi dać odpowiedź na pytanie "po co żyję?"? Kto? Kościół? Nie! Pastor? Nie, on jest w takiej samej sytuacji. Profesorowie? Filozofowie? Nie, oni też nie mogą nam na to odpowiedzieć. Powiedzieć nam, po co żyjemy, może tylko Ten, który powołał nas do życia, który nas stworzył – Bóg!
Pozwólcie, że posłużę się tu takim głupim przykładem. Pewnego dnia przyszedłem kogoś odwiedzić i patrzę, w pokoju siedzi bardzo młody chłopiec i coś majstruje. Pełno jakichś drutów, kabli, lampek. Pytam: "Człowieku, co to będzie? Budujesz maszynę piekielną?". Chłopiec z zapałem objaśnił mi wszystko, ale przyznam się, że nic z tego nie zrozumiałem. Pomyślałem sobie jedynie, że tylko ten, kto to robi, wie, jakie to ma być i do czego ma służyć.
To samo jest z naszym życiem. Tylko Ten, który nas stworzył, może powiedzieć, po co nas stworzył. To znaczy, że na pytanie: "po co żyję?" możemy otrzymać odpowiedź tylko przez objawienie. Tylko Bóg może nam to powiedzieć! Gdybym dotychczas nie czytał Biblii, to pytanie "po co żyję" musiałoby mnie skłonić do przeczytania jej. Nie mógłbym żyć dłużej bez dowiedzenia się, po co żyję na tym przeklętym świecie. Uważacie, że wyrażenie "przeklęty świat" jest zbyt ostre? No cóż, jest to słowo biblijne. A gdybyście tylko przez pół roku towarzyszyli pastorowi podczas jego służby w wielkim mieście, to zrozumielibyście, co mam na myśli: na tym świecie ciąży straszne przekleństwo. I nie mógłbym na nim żyć, gdybym nie otrzymał odpowiedzi w Objawieniu Bożym.
Na nasze pytanie o sens życia Bóg odpowiada w Biblii. I dlatego Biblia jest tak niesłychanie ważna. Znam ludzi, którzy mówią z wyniosłą miną: "Nigdy nie czytam Biblii!". Mogę na to odpowiedzieć tylko tyle: "Mogę się założyć, że jeszcze nigdy nie zastanowiliście się poważnie nad pytaniem: po co żyję?". Jednakże głupota jest chorobą szeroko rozpowszechnioną, a gdyby powodowała bóle, to świat rozbrzmiewałby nieustającym krzykiem. Odpowiedź zawartą w Biblii chcę wam przekazać w jednym zdaniu: Bóg stworzył nas po to, abyśmy stali się Jego dziećmi!
Jak ojciec lubi widzieć swoje odbicie w synu, tak Bóg stworzył człowieka "na podobieństwo swoje". Bóg chce, abyśmy byli Jego dziećmi, które z Nim rozmawiają i z którymi On może rozmawiać, które Jego kochają i które On może kochać. Czy Wy się modlicie? Jakże przykro byłoby ojcu, gdyby jego dziecko przez całe lata z nim nie rozmawiało! A człowiek, który się nie modli, nie rozmawia ze swoim niebiańskim Ojcem! Widzicie, Bóg chce, byśmy byli Jego dziećmi, które z Nim rozmawiają i kochają Go, i które On kocha. Po to jesteśmy na świecie! Proszę, zrozumcie mnie właściwie: nie mówię o Kościele, o dogmatach, o religii itd... Mówię o żywym Bogu, który stworzył ciebie, abyś był Jego dzieckiem. Czy jesteś nim?
Muszę teraz pójść jeszcze dalej: Mamy być dziećmi Bożymi, ale z natury wcale nimi nie jesteśmy. Na początku Biblii czytamy: "I stworzył Bóg człowieka na obraz swój". A dalej Biblia opowiada o strasznej katastrofie. Człowiek został przez Boga obdarzony wolną wolą i oto obrócił się przeciwko Bogu. Zjadł owoc z drzewa poznania dobra i zła, mówiąc przez to: "Chcę być niezależny. Mogę żyć bez Boga!". Rozumiecie – Adam nigdy nie poddawał w wątpliwość istnienie Boga. On po prostu uwolnił się od Niego i chciał sam rządzić swoim życiem.
Muszę wam w związku z tym opowiedzieć pewną historię. Niedawno temu zatrzymał mnie na ulicy jakiś mężczyzna i spytał: "Panie pastorze, pan ciągle mówi o Bogu. Ale ja Go nie widzę. Niech mi pan powie, jak mogę znaleźć Boga?" Odpowiedziałem mu na to: "Niech pan słucha uważnie. Proszę sobie wyobrazić, że wynaleziono maszynę czasu, dzięki której mogę sobie podróżować przez stulecia naprzód i wstecz. Za pomocą tej maszyny cofam się aż do prapoczątków historii ludzkości. Pewnego wieczoru spaceruję sobie po raju. Pan zna zapewne historię upadku pierwszego człowieka? No właśnie, więc spaceruję sobie i nagle za jakimś krzakiem spotykam Adama, pierwszego człowieka. "Dobry wieczór, Adamie!" "Dobry wieczór, pastorze Busch!" "Dziwisz się zapewne, że mnie tu widzisz? – powiadam – znalazłem się w raju przez nieuwagę, coś tam przesu-nęło się za kulisami teatru świata." "Aha, – mówi Adam – a dlaczego jesteś taki zamyślony?" "Bo, widzisz, zastanawiam się nad pytaniem, które zadał mi pewien człowiek, a mianowicie: jak mogę znaleźć Boga?" Na to Adam roześmiał się głośno i powiedział: "Problem nie leży w tym, jak mogę znaleźć Boga. Przecież On jest tutaj! Niech pan przyzna uczciwie, panie pastorze, wam chodzi raczej o to, jak się Jego pozbyć! Ale cała trudność polega na tym, że nie można Go się pozbyć!"
Adam ma rację. Bóg jest! I można Go znaleźć. Ale pozbyć się Go nie można! Patrząc na historię myśli ludzkiej ostatnich trzystu lat, widzimy te usiłowania, by pozbyć się Boga. Ale to się nam nie udało. Moi drodzy, Wy wszyscy w gruncie rzeczy wierzycie, że Bóg istnieje, ale nie należycie do Niego. Postępujecie tak, jak większość ludzi: zagadnienie Boga odkładacie na bok. Nie zaprzeczacie, że istnieje, ale też nie należycie do Niego. Nie jesteście wrogami Boga, ale nie jesteście też Jego przyjaciółmi. I w ten sposób najważniejszy problem waszego życia pozostaje nie rozwiązany.
Pewien lekarz szwajcarski stwierdza w swojej książce: "Jeżeli człowiek nie rozwiązuje ważnych problemów swojego życia, to w duszy jego powstaje rana, uraz". I dodaje: "My na Zachodzie jesteśmy chorzy na Boga. Nie zaprzeczamy Jego istnieniu, ale nie należymy też do Niego, po prostu Go nie chcemy. Dlatego jesteśmy chorzy na Boga". Tak, ja też w to wierzę!
Jeżeli słyszę wokoło: "Człowiek współczesny nie interesuje się Bogiem!", to mogę powiedzieć tylko tyle: "W takim razie bardzo źle jest ze współczesnym człowiekiem. Ja jestem również człowiekiem współczesnym, a interesuję się Bogiem. I nie uważam, że jestem staroświecki. Jeżeli jednak współczesny człowiek rzeczywiście nie interesuje się swoim zbawieniem, to jest z nim bardzo niedobrze". Posłużę się tu takim głupim przykładem. Wyobraźcie sobie młodego kuchcika, który jest na praktyce w restauracji. Pewnego dnia szef stwierdza: "Ten chłopak w ogóle nie interesuje się gotowaniem". "A czym się interesuje?" – pytam. "Płytami i dziewczętami" – odpowiada szef. "No – mówię – to powinien pan być bardziej wyrozumiały i rozmawiać z nim tylko o płytach i o dziewczętach." "O, nie! – odpowiada szef – Jeżeli ten facet nie interesuje się gotowaniem, to po prostu minął się z powołaniem."
Naszym powołaniem jest stać się dziećmi Bożymi. A jeżeli współczesny człowiek nie interesuje się tym, to znaczy, że minął się z powołaniem na człowieka. I nie ma sensu rozmawiać z nim o wszelkich możliwych i niemożliwych rzeczach, które go być może interesują. Ja będę mu powtarzał bez przerwy: Zaczniesz być człowiekiem dopiero wtedy, gdy staniesz się dzieckiem żywego Boga!
Z książki " Jezus naszym przeznaczeniem" w. Busch